niedziela, 16 czerwca 2013

Rozdział 44 cz 2

Zatrzymaliśmy się przed domem, byłam zdenerwowana.
- Spokojnie kochanie będzie dobrze on was kocha - powiedział James i złapał mnie za rękę.
- Dziękuje że jesteś ze mną - powiedziałam łapiąc kilka głębokich wdechów żeby się uspokoić.
- Nie ma za co, kocham cię - powiedział i zbliżył się do mnie.
- Ja ciebie też - odpowiedziałam, po czym również się zbliżyłam i nasze usta spotkały się w cudownie delikatnym pocałunku.
Wysiedliśmy z samochodu i poszliśmy do domu.
Zapukałam delikatnie otworzył nam tata.
- Karina co  ty tu robisz ??? - zapytał zaskoczony.
- Przyszłam bo chciałabym poznać odpowiedzi na kilka pytań - powiedziałam 
- To jest mój chłopak James - dodałam po chwili i wskazałam na James'a.
- Mieliśmy już okazję się poznać, zapraszam do środka - powiedział mój ojciec.
Weszliśmy do domu.
Widać było że tata dobrze zarabia bo ten dom był chyba nawet większy od domu chłopaków.
Poszliśmy do jego biura.
- Proszę siadajcie - powiedział wskazując ręką skórzaną kanapę.
- Nie. ja chętnie postoje - powiedziałam oschle.
James również nie skorzystał z propozycji.
- Chcę wiedzieć dlaczego nas zostawiłeś, tyle razy mówiłeś że jesteś szczęśliwy z mamą że nas kochasz a potem co się okazuje że wyjeżdżasz do Stanów w jakaś debilną konferencję i już nie wracasz - powiedziałam
- Kochanie to nie było tak, to była konferencja a kiedy miałem już wracać okazało się że szef mnie tu przeniósł - powiedział 
Nagle do gabinetu wpadło jakieś dziecko, chłopiec miał może 5 lat.
- Tato, Tato zobacz co mama mi kupiła - powiedział.
A ja poczułam tak jakby ktoś uderzył mnie w twarz z pięści.
Zaraz potem wpadła do gabinetu jakaś kobieta, możliwe że była w wieku James'a może trochę starsza.
- Dius chodź nie przeszkadzaj tatusiowi - powiedziała i wyprosiła synka z gabinetu.
- A więc to tak, teraz przynajmniej wiem dlaczego postanowiłeś tu zostać i dlaczego zamiast osobiście przyjechać i poprosić mamę o rozwód TY wysłałeś tylko papiery. Bo ty siedziałeś sobie w Nowym Jorku z jakąś lafiryndom, ile ona ma lat ?!?! Może jest z 3 lata starsza od James'a !!! - wybuchłam.
- Hej nie tym tonem młoda damo - upomniała mnie wymalowała dziunia mojego ojca.
- Zamknij mordę i nie wtrącaj dobrze ci radzę !!! - krzyknęłam do niej 
- A ty nie jesteś wart nawet śliny, przyjechałeś bo co, bo James rozesłał ogłoszenia o moim zaginięciu ?!?! dopiero wtedy ci się przypomniało że gdzieś tam masz jeszcze dwoje dzieci. - teraz to wyrzucałam wszystko co mi leży na sercu związanego z osobą ojca.
Nagle kątem oka zobaczyłam że ta lalka Barbie przygląda się James'owi z wyraźnym zainteresowaniem.
To była kropla która przelała czarę goryczy.
Podeszłam do niej i złapałam ją za włosy i sprowadziłam do parteru.
- A teraz posłuchaj mnie uważnie dziwko, James to MÓJ chłopak więc masz od niego odwalić albo powyrywam ci to siano z głowy i nakarmię nim konie...zrozumiałaś - powiedziałam jej na ucho
- Zrozumiałam - powiedział ja puściłam jej włosy i po prostu wyszłam.
Nie czekałam na James'a, szłam przed siebie aż doszłam do jakiegoś parku.
Usiadłam na ławce która była najdalej ustawiona od pozostałych.
Ręce mi się trzęsły jakbym była cukrzykiem.
- Czy można się dosiąść ??? - wszędzie bym poznała ten głos to był James.
Ja tylko przytaknęłam, on usiadł i mocno mnie przytulił.
Kiedy się uspokoiłam wróciliśmy do domu.
- Wejdziesz ??? - zapytałam gdy zatrzymał samochód pod domem cioci.
- Chciałbym kochanie ale muszę jeszcze wziąć Fox'a do weterynarza na szczepienie - powiedział i pocałował mnie w policzek.
Wysiadłam z samochodu i jeszcze pomachałam mu, a kiedy samochód zniknął za zakrętem poszłam do domu.


<< Oczami James'a>>

 Gdybym nie zobaczył tego na własne oczy nigdy bym nie uwierzył że moja dziewczyna jest taka wybuchowa.
Wróciłem do domu, jak nigdy cała trójka była w domu.
- Gdzieś ty był ??? - zapytał Kendall 
- Karina mnie poprosiła żeby z nią pojechał do jej ojca - powiedziałem wyjąłem telefon i włączyłem nagrany filmik oczywiście nagrany po kryjomu i pokazałem chłopakom.
Oni byli w ciężki szoku gdy to zobaczyli.
- Wow. Nie spodziewałbym się tego po Karinie - odezwał się Logan
- Ale jedna gdybym nie zobaczył to bym nie uwierzył - skwitował Kendall.
- Ale przynajmniej wiesz ze jak jest zazdrosna to że cię kocha - powiedziała Carlito.
Zgodziłem się z nimi potem znalazłem książeczkę szczepień Fox'a. 
Potem musiałem znaleźć samego Fox'a ale schował się tak gdzie zawsze czyli pod moim łóżkiem.
Zabrałem go do pana weterynarza.
- Dzień dobry - powiedziałem wchodząc do kliniki.
- Och witam panie Maslow - powiedział lekarz.
- My na szczepienie - powiedziałem i postawiłem Fox'a na stole zabiegowym.
Weterynarz zaszczepił mojego psa, potem wypełnił formalności w książeczce.
- Do zobaczenia za pół roku - powiedział 
- Dziękuje do widzenia - powiedziałem i pojechaliśmy z Fox'em do domu.
Przez cały wieczór nie miałem co robić więc grałem u siebie w pokoju na Playstation 2 w Mortal Kombat.
Kiedy wreszcie po raz czwarty przegrałem z bosem, wyłączyłem grę i poszedłem do łazienki pod prysznic.
- Fox won z mojej poduszki - powiedziałem wchodząc do pokoju.
Fox miał straszne zamiłowanie spać na mojej poduszce kiedy mnie nie ma.
Pies niechętnie przeniósł się na drugi koniec łóżka.
Położyłem się i zaraz zasnąłem. 
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Dziękuje to tyle na dziś 

1 komentarz:

  1. Świetny rozdział :D
    A ta awantura, którą Karina użądziła u ojca pierwszorzędna xd

    OdpowiedzUsuń